środa, 13 lutego 2013

6. Dzięki wielkie, ratujesz mi życie.

Jejku co za debile! Gr.. dlaczego to zawsze musi mnie spotkać. Po drodze ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę. Mój pierwszy dzień w Londynie, a już ludzie uważają mnie za ofiarę losu. Poszłam do parku. Nie wracałam do mieszkania, bo tam czekał zapewne na mnie Adam. I co mu powiem? Że wyszłam na idiotkę? Nie, nie idę tam. Zaszyłam się w najciemniejsze miejsce  wśród zieleni i usiadłam na ławce. Na początku par łez pociekło mi z oczu, ale nie będę  płakać z powodu oblanego ubrania. Była brudna i polepiona gumami, a ja byłam mokra od kawy i ściekającego tuszu. Idealnie do siebie pasowaliśmy. Po paru minutach podszedł jakiś chłopak i usiadł koło mnie.
- Czemu dziewczyna siedzi tutaj taka smutna sama? - zapytał.
- Już teraz nie sama, dosiadłeś się - powiedziałam obojętnym głosem.
- Przeszkadza ci to?
- Nie, nie jak chcesz, możesz siedzieć - szybko zaprzeczyłam.
- Stało się coś strasznego?
- Nie, wyszłam tylko na debilkę.
- Oj, przykro mi, ale to nie musi być koniec świata.
- No tak, w moim mieszaniu czeka na mnie brat, a nie chce by zobaczył mnie w takim stanie - wskazałam rękami na siebie.
- Kurcze, wiesz masz szczęście. Przyjechała do mnie na kilka tygodni siostra. Coś od niej pożyczysz.
- Nie, przecież dopiero cię poznałam. Nawet nie wiem jak masz na imię.
- Nathan, bardzo mi miło - złapał mnie za rękę i uścisnął.
- Linka, a raczej Paulina ale nie lubię gdy ktoś zwraca się do mnie tak oficjalnie.
- No dobrze Linko - wyszczerzył się i wstał. - No to idziemy do mnie.
- Przestań nie będę ci robić kłopotów.
- Ale to żaden kłopot. Naprawdę - złapał mnie za rękę by pomóc mi wstać i powoli udaliśmy się do bramy. - Jest tylko jeden tyci problem. Mam tu masę znajomych i nie chcę by mnie ktoś rozpoznał. Pozwolisz, że się ucharakteryzuję - wyćwiczonym chyba ruchem założył okulary i naciągnął kaptur.
- Ach, rozumiem wstydzisz się pokazywać się tu z taką ofiarą.
- Nie, nie, to nie tak. Słuchaj, jeśli chcesz mogę tego nie robić, ale jeśli ktoś nas razem zobaczy po całym Londynie rozniosą się plotki. Jestem muzykiem.
- Aa, na to bym nie wpadła. Taki ładny chłopak mógłby pracować jako aktor czy może model.
- Oj, nie schlebiaj mi tak, bo wpadnę w samozachwyt - zaśmiał się. Tak na marginesie ładny miał śmiech.
- No dobrze, gdzie mieszkasz jeśli można wiedzieć.
- Za tym rogiem, w ładnej kamienicy.
W tej chwili zadzwonił telefon. Spojrzeliśmy na wyświetlacz. Nie miałam go w kontaktach, więc wyświetlił się ciąg cyferek.
- Świetnie, pewnie to ci z kawiarni dzwonią.
- Nie przejmuj się, dadzą ci spokój jak nie będziesz odbierała.
Kurcze, był muzykiem, ładny i chyba w dodatku bogaty, bo miał mieszkanko w samym centrum. Jejku jaka dupeczka mi się trafiła. Zły humor mi już przeszedł. Po paru chwilach byliśmy już w środku.
- Jejku, śliczne mieszkanko.
- Oj tam, takiego dużego szału nie ma.
Było urządzone nowocześnie, lecz trochę po męsku. Brak było zbytecznych ozdobników. Mnie się tam podobało.
- Jess, mamy gościa - krzyknął na całe mieszkanie. Zza rogu wyszła drobna dziewczyna w moim wieku. Miała śliczne blond włosy. Na początku szła energicznie a potem ją wmurowało.  Najprawdopodobniej z mojego powodu.
- Jess, to Linka, moja nowa znajoma. Pożyczysz jej coś czystego.
- Jasne, jasne - powiedziała jakby odruchowo. - Łoł, co ci się dziewczyno stało?
- Jacyś idioci oblali mnie kawą i wzięli siłą ode mnie numer. Normalnie cofamy się do epoki kamienia.
- Tez mnie tak kiedyś jeden urządził. Chodź - poprowadziła mnie do pokoju i otworzyła szafę. - Chyba moje ubrania będą na ciebie pasować.
- Ty jesteś szczuplejsza ode mnie.
- Tylko trochę. Może być ta? - pokazała mi bluzkę z Tweetym .
- Jasne, idealna.
- Masz tu też jasne szorty. Mam nadzieję, że nie będą spadać.
Wzięłam rzeczy od Jess i odwróciłam się. Pożegnałam się ze starymi ubraniami, a w nowych wyglądałam o niebo lepiej.
- Dzięki wielkie, ratujesz mi życie.
- Nie ma sprawy. To nic takiego.
Nie chciałam się z nią kłócić, wiec tylko się uśmiechnęłam. Wróciliśmy do otwartego salonu. Nathan siedział na kanapie i czekał na nas.
- No to teraz wyglądasz prawie genialnie. Makijaż ci do poprawienia został.
- No tak, mogę skorzystać z łazienki?
- Oczywiście, tu po prawej.
W łazience były niezłe luksusy. Wanna chyba marmurowa. Aż chce się brać kąpiel. Skupiłam się na zmywaniu resztek kresek na policzkach. Po paru sekundach wyszłam bez ani odrobiny tuszu. Mi to nie przeszkadzało, ale znając Martę wolałaby się tak nie pokazywać.
- Już jestem.
- To czego się teraz napijesz?
- Nie mogę, muszę wracać. Umówiłam się z bratem.
- Nie zostaniesz jeszcze chwilę?
- Naprawdę nie mogę. Może kiedyś.
Chwycił kartkę i zapisał coś na niej.
- Gdyby ochlapał cię samochód lub gdybyś potargała włosy o gałąź zadzwoń.
- Nie żartuj już tak. Wolę dzwonić w innych sprawach.
- Okey, czekam - wyszczerzył się.

2 komentarze:

  1. Ojej Sykes jaki pomocny, nic tylko mu pogratulować - odezwał się w nim drzemiący dżentelmen xd Dobrze, że pomógł Lince, bo inaczej bym mu krzywdę zrobiła ^^ Rozdział świetny! :* Mam nadzieję, że na to spotkanie umówią się w innych celach :3 Do następnego.♥

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham kocham i czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń